Szła
całkowicie opanowana przez korytarz na siódmym piętrze, wiedząc, że czeka ją
coś niedobrego. Mijali ją inni uczniowie. Przyzwyczaiła się już do ich mściwych
spojrzeń. Nie można było jej lubić, a tym bardziej obdarzyć jakimkolwiek
zaufaniem. Była jego córką. To był
wystarczający dowód na to, że była jedną z najgorszych kanalii w tej szkole.
Znalazła
się pod gabinetem dyrektora i patrząc pustym wzrokiem na gargulca wypowiedziała
hasło.
-
Cytrynowe dropsy – sama geneza hasła ją rozśmieszała, a tym bardziej wizja jej
ojca wypowiadającego owe słowa.
Gargulec
odskoczył ukazując spiralne schody. Dziewczyna zaczęła się po nich wspinać i
zanim się obejrzała znalazła się przed drzwiami gabinetu. Zapukała trzy razy i
usłyszawszy pozwolenie weszła.
Znalazła
się w pomieszczeniu, które nic a nic nie zmieniło się od śmierci profesora
Dumbledore’a. Wielkie gotyckie okno z widokiem na jezioro sprawiło, że nieco
się uspokoiła. Odruchowo zerknęła na ścianę, na której znajdowały się portrety
wszystkich dotychczasowych dyrektorów Hogwartu. Na jej twarzy automatycznie
zagościł lekki uśmiech gdy ujrzała siwego starca, który zerkał na nią ojcowskim
wzrokiem spod okularów – połówek.
-
Dzień dobry profesorze – zwróciła się do niego. Dumbledore kiwnął tylko głową i
oddał się ramionom Morfeusza tym samym wydając z siebie odgłos lekkiego
mruknięcia.
Dopiero
teraz zauważyła swojego ojca, który siedząc za biurkiem bacznie jej się
przyglądał, chcąc znaleźć w jej zachowaniu coś podejrzanego. Nieco
to ją zirytowało.
-
Po co mnie tu sprowadziłeś? – spytała, czekając na sensowną odpowiedź.
Mężczyzna
przez chwilę nie odzywał się. Musiał pomyśleć. Dokładnie przeanalizować to, co
miał powiedzieć swojej córce.
-
Dobrze wiesz, że okoliczności zmuszają cię do podjęcia niekoniecznie
bezpiecznych decyzji, w których ja nie będę mógł ci pomóc – odparł beznamiętnie.
Kiwnęła
głową na wznak, że rozumie i pozwoliła mu kontynuować.
-
Nie wiedziałem jednak, że będziesz na tyle… nieostrożna, żeby korespondować z
Harry’m Potterem – warknął Severus Snape, a w jego czarnych oczach zagościła
złość.
Dziewczyna
nieco drgnęła. Przez chwilę nie wiedziała jak ma się wytłumaczyć, co
powiedzieć.
-
Myślałem, że jesteś bardziej ostrożniejsza – syknął, wstając z fotela i
podchodząc do swojej córki.
Nachylił
się nad nią tak, że dziewczyna czuła na sobie jego przyspieszony oddech, jego
strach.
-
Masz szczęście, że Carrowie nie są jednak tak bardzo domyślni – odparł już
nieco spokojniej – moje ciągłe uświadamianie nie nauczyło cię ostrożności? –
spytał unosząc lekko brew do góry – nie wiesz tego, że wystarczy jeden fałszywy
krok, a możesz zginąć?
Anabelle
Snape przewróciła oczami.
-
Nie mogę siedzieć bezczynnie na tyłku, rozumiesz? – powiedziała, wstając.
Podeszła do okna i wpatrywała się w taflę jeziora. – podczas gdy ja jestem
częścią tego cholernego spisku, on tuła się po całej Anglii z narażeniem życia!
Obiecałeś, że będziesz go chronić! Obiecałeś to Dumbledore’owi, a przede
wszystkim mnie! Dlaczego nic nie robisz? – w jej szarych oczach zagościły łzy.
Wspomnienie o jej przyjacielu złamało barierę, którą tak zaciekle budowała.
Severus
nie widział potrzeby, aby nadal mówić o tej sprawie. Wiedział dokładnie co ma
robić, a jego córka była ostatnią osobą, która mogłaby o tym wiedzieć.
Przyjął
maskę obojętności i zaczął mówić.
-
Nie możesz zostać w Hogwracie – oznajmił.
W
Anabelle zagościł nagle promyk nadziei. Otarła łzy z policzków, i podeszła do
ojca.
-
Jak to?
-
Nie narażę cię na to niebezpieczeństwo – odparł – ale jest coś, w czym mogłabyś
mi pomóc.
______________________________
Mam mieszane uczucia co do prologu, ale wyszedł mi chyba dobrze. Ocena standardowo leży w waszych rękach.