Można ją też zaliczyć do tych licznych zakładek, które zwykle noszą nazwę Autorka, O Autorce, AuToReCzQa itd.
Pocznę od wieku. Musicie wiedzieć, iż jestem w fazie
ostatniego roku szalonej Gimbazy i jest mi z tym dobrze. Nawet bardzo.
Nie wiem, czy sens ma opisywanie swojego wyglądu zewnętrznego. Jakbym
napisała, że jestem prześliczną błękitnooką nastolatką z burzą blond
loków na głowie, uwierzylibyście? Więc jeśli powiem, że naprawdę jestem
szatynką o szarych oczach i odrobiną piegów na zadartym nosie, to też
uwierzycie? Musicie. Bo ja tak mówię, a na tym blogasku tylko ja mówię
prawdę.
Zostałam poczęta we wrześniu na osiemnaste urodziny mojej mamy
(tak, nie mylicie się, mama miała dziewiętnaście lat gdy mnie wydała na
świat), a urodziłam się w najpiękniejszym miesiącu, jaki kiedykolwiek
mógł powstać. Maj. Żeby tego było mało, to osiemnastego dnia owego
miesiąca. Ten sam dzień, kiedy świat zyskał tak wspaniałego człowieka,
jakim był Karol Wojtyła.
Pan Bóg podarował mi wiele talentów. Byłabym fałszywa gdybym
powiedziała, że nie umiem śpiewać, wtedy kiedy robię to naprawdę dobrze.
Do tego chodziłam na kółko teatralne, ale wraz z moją przyjaciółką
zrezygnowałyśmy gdyż pani nieco sobie olewała nasze nieoszlifowane
talenty i miała wszystko... no... gdzieś!
Moją pasję jest gotowanie, a najbardziej pociąga mnie kuchnia orientalna. Całymi dniami mogę stać przy garach.
Jeżeli chodzi o wygląd wewnętrzny, moje małe serduszko, które
pochłania tak wiele miłości jest przeze mnie ochrzczone. Nazywa się
Eustachy. Może stwierdzicie, że jestem nienormalna, ale trudno. Gadam do
mojego serca. Diamentem w moim małym światku jest szczerość, choć
niekiedy zdarzają mi się małe kłamstewka ale minimalne. Nienawidzę być
okłamywaną, i jeżeli tego nie zrozumieliście to powiem jeszcze raz: NIENAWIDZĘ być okłamywaną.
To tyczy się również waszych opinii na temat mojego opowiadania. Nie
bójcie się mnie, bo ja naprawdę nie pogryzę was, nie zabiję i nie dorwę.
Wyrażajcie szczere opinie.
Mam nieograniczone pokłady wyobraźni i zdolna jestem do
wszystkiego. Tak na przyszłość, żebyście wiedzieli. Aha, no i od
czternastego roku życia piję kawę. Dużo kawy.
Nadal nie wyjaśniłam wam, co oznacza słowo Framboise. Otóż, z faktu tego, że uczę się znienawidzonego przeze mnie języka francuskiego, właśnie z niego ono pochodzi, a oznacza - malina. Uwielbiam wszelkiego rodzaju czerwone jagody. Za maliny i truskawki byłabym w stanie zabić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz