środa, 19 września 2012

Prolog


Szła całkowicie opanowana przez korytarz na siódmym piętrze, wiedząc, że czeka ją coś niedobrego. Mijali ją inni uczniowie. Przyzwyczaiła się już do ich mściwych spojrzeń. Nie można było jej lubić, a tym bardziej obdarzyć jakimkolwiek zaufaniem. Była jego córką. To był wystarczający dowód na to, że była jedną z najgorszych kanalii w tej szkole. 

Znalazła się pod gabinetem dyrektora i patrząc pustym wzrokiem na gargulca wypowiedziała hasło.

- Cytrynowe dropsy – sama geneza hasła ją rozśmieszała, a tym bardziej wizja jej ojca wypowiadającego owe słowa. 

Gargulec odskoczył ukazując spiralne schody. Dziewczyna zaczęła się po nich wspinać i zanim się obejrzała znalazła się przed drzwiami gabinetu. Zapukała trzy razy i usłyszawszy pozwolenie weszła. 

Znalazła się w pomieszczeniu, które nic a nic nie zmieniło się od śmierci profesora Dumbledore’a. Wielkie gotyckie okno z widokiem na jezioro sprawiło, że nieco się uspokoiła. Odruchowo zerknęła na ścianę, na której znajdowały się portrety wszystkich dotychczasowych dyrektorów Hogwartu. Na jej twarzy automatycznie zagościł lekki uśmiech gdy ujrzała siwego starca, który zerkał na nią ojcowskim wzrokiem spod okularów – połówek.

- Dzień dobry profesorze – zwróciła się do niego. Dumbledore kiwnął tylko głową i oddał się ramionom Morfeusza tym samym wydając z siebie odgłos lekkiego mruknięcia. 

Dopiero teraz zauważyła swojego ojca, który siedząc za biurkiem bacznie jej się przyglądał, chcąc znaleźć w jej zachowaniu coś podejrzanego. Nieco to ją zirytowało. 

- Po co mnie tu sprowadziłeś? – spytała, czekając na sensowną odpowiedź.
Mężczyzna przez chwilę nie odzywał się. Musiał pomyśleć. Dokładnie przeanalizować to, co miał powiedzieć swojej córce.
- Dobrze wiesz, że okoliczności zmuszają cię do podjęcia niekoniecznie bezpiecznych decyzji, w których ja nie będę mógł ci pomóc – odparł beznamiętnie. 

Kiwnęła głową na wznak, że rozumie i pozwoliła mu kontynuować. 

- Nie wiedziałem jednak, że będziesz na tyle… nieostrożna, żeby korespondować z Harry’m Potterem – warknął Severus Snape, a w jego czarnych oczach zagościła złość. 

Dziewczyna nieco drgnęła. Przez chwilę nie wiedziała jak ma się wytłumaczyć, co powiedzieć. 

- Myślałem, że jesteś bardziej ostrożniejsza – syknął, wstając z fotela i podchodząc do swojej córki.

Nachylił się nad nią tak, że dziewczyna czuła na sobie jego przyspieszony oddech, jego strach.

- Masz szczęście, że Carrowie nie są jednak tak bardzo domyślni – odparł już nieco spokojniej – moje ciągłe uświadamianie nie nauczyło cię ostrożności? – spytał unosząc lekko brew do góry – nie wiesz tego, że wystarczy jeden fałszywy krok, a możesz zginąć

Anabelle Snape przewróciła oczami. 

- Nie mogę siedzieć bezczynnie na tyłku, rozumiesz? – powiedziała, wstając. Podeszła do okna i wpatrywała się w taflę jeziora. – podczas gdy ja jestem częścią tego cholernego spisku, on tuła się po całej Anglii z narażeniem życia! Obiecałeś, że będziesz go chronić! Obiecałeś to Dumbledore’owi, a przede wszystkim mnie! Dlaczego nic nie robisz? – w jej szarych oczach zagościły łzy. 

Wspomnienie o jej przyjacielu złamało barierę, którą tak zaciekle budowała.
Severus nie widział potrzeby, aby nadal mówić o tej sprawie. Wiedział dokładnie co ma robić, a jego córka była ostatnią osobą, która mogłaby o tym wiedzieć.
Przyjął maskę obojętności i zaczął mówić. 

- Nie możesz zostać w Hogwracie – oznajmił. 

W Anabelle zagościł nagle promyk nadziei. Otarła łzy z policzków, i podeszła do ojca. 

- Jak to? 
- Nie narażę cię na to niebezpieczeństwo – odparł – ale jest coś, w czym mogłabyś mi pomóc. 

______________________________

Mam mieszane uczucia co do prologu, ale wyszedł mi chyba dobrze. Ocena standardowo leży w waszych rękach. 

Statystyka

Obserwatorzy